Friday, June 3, 2011

Interludium w którym poznaje się lokalną służbę zdrowia.

Znowu nie będzie o zakupie auta, bo auto stoi u dealera na parkingu bo je zakupilim w zeszłą sobote i mielim odebrać we wtorek, jako że poniedziałek świętem narodowym był. Takoż w niedzielę udalim się do znajomego włocha na zaległe BBQ berfdej parti, na którym ta bardziej męska połowa z nas spożywała mięso w postaci steków oraz piwa małe w ilości kilku. Ten wybór jadła miał się okazać błedem już następnego dnia.

A to z powodu mojej radosnej wątroby, która, podobno przy okazji spożywania czerwonego mięsa i alkoholu, postanawia isć na wakacje i jakiś tam odczynnik jest nie ok. Problem był mi znany, raz nawet dietowałem przez miesiąc bez czerwonego mięsa i alkoholu aby tenże obniżyć co się udało i sprawę uważałem za zamkniętą, szczególnie że nie miałem wtedy żadnych objawów - apparently a bad idea.

Następnego dnia, czyli w poniedziałek okazało się, ze mnie boli stopa. Wieczorem okazało się, ze mnie zajebiście boli stopa. Wtorek rano spędziłem próbując zrozumieć jak w zasadzie działa nasze ubezpieczenie zdrowotne, albowiem strony lekarzy i Jalu dość się różniły w wersji ile np. należy płacić za wizytę. Natomiast ubezpieczyciel miał automatyczny system odpowiedzi, z którego nie dało się nic wyciągnąć - powinni go instalować w partyzantach i szpiegach. Po ustaleniu, że jednak racje ma Jalu (dobrze) postanowilim zadzwonić do ortopedy - do zobaczenia za tydzień. W tej sytuacji udało się nam znaleźć urgent care facility, które było w centrum handlowym - te takie parterowe domki i duży parking, chińskie żarcie, subway, ostry dyżur medyczny usług, radioshack - te sprawy. W środku się okazało, że w sumie przyjmują na zasadzie lekarza pierwszego kontaktu a nie emergency czyli płacić mamy 25$ a nie np. 75$. Wporzo. Po czekaniu w poczekalni przez czas dość długi zostałem zawezwany przez pielęgniarkę, która zmierzyła mi temperaturę, ciśnienie i nieszczególnie przejęła się stopą.
10 -15 minut czekania w małym pokoiku. Pojawia sie pierwszy doktor - z okolic półwyspu indysjkiego na oko, silny tamtejszy akcent. Twierdzi, ze jest lekarzem rezydentem. Ogląda stopę.
10-15 minut czekania. Lekarz rezydent wraca z lekarzem własciwym - też hindus, ale akcent bardziej zrozumiały. Tłumacze po raz trzeci, że w zasadzie to nie miałem jakiegoś urazu, który bym pamiętał. Obawiają się, że może być potrzebny rentgen.
10-15 minut czekania. Cały czas ta sama salka z łóżkiem. Czytam wywiad z Gwyneth Paltrow. Przychodzi gruby technik od rentgena i prowadzi mnie tamże. Dokonuje aktu fotografii. Muszę dokuśtykać z powrotem do mojej salki.
10-15 minut. Kończę wywiad z Gwyneth. Okazuje się, ze gra w filmie gdzie śpiewa country. Przychodzi lekarz z rezydentem. Nie ma pęknięć, pytają czy miałem doświadczenia z podagrą, ordynują badania krwi aby coś tam zdiagnozować. Następnie sugerują, żebym może jednak poszedł do lekarza. Ale tak póki co to zapisują coś na morfinie - lepiej żeby pan nie jeździł samochodem.
10-15 minut. Przychodzi pielegniarka i pobiera krew do badań. Jeśli to nic poważnego to nie będa dzwonić.
cała impreza kosztowała 25$, co jak rozumiem w tutejszych warunkach jest nic.

Dzień później przyszły badania i się okazało, że a może to polipy? no dobra - podagra. To my panu zapiszemy nowy środek, gdzie Pan ma apteke? I tu jest wypas - recepte wysłałi do apteki i wystarczylo pójść odebrać jak tylko apteka automatem zadzwoniła, że gotowe. Nowy lek, który mi zapisali najwyraźniej służył do uśpienia koni, a tylko jako jeden ze środków ubocznych miał delikatne zmniejszenie stanów zapalnych. Branie go powodowało u mnie dziwne stany coś pomiędzy zapaleniem błędnika a ciężka niestrawnością - na ulotce jest przyjazna porada, że jeśli zaczniesz wymiotować krwią  i w niej będą takie pasemka to może daj znać lekarzowi. Domyślam się, że zwykłe, proste wymiotowanie krwią jest w normie.

Dzisiaj za to poszlim już do zwykłego lekarza i tenże lekarz jest wporzo. Rytuał z wypełnieniem 10 stron a-4 formularza przed wizytą i oględzinami przez pielęgniarke w osobnej kozetce - jak najbardziej - ale tu wypas bo  jeszcze i zważyli i zmierzyli. Nawiasem mówiąc, jak zobaczyłem wyniki badania krwi, co to niby były dowodem na podagrę to się okazało że odczyn mam 9 w skali normy 3-8, więc nie żeby jakaś straszna ilość. Ale podagra jest podagra jak stwierdził lekarz i zapisał sterydy. Lekarz jest wporzo, bo ma wąsy typu handlebar i wcześniej był chiropractorem jak twierdzi (muszę kiedyś sprawdzić co to znaczy) i generalnie nie lubi dawać lekarstw. Na wszelki wypadek pobrali też krew, co ją pobierał jeden murzin, który, nazwijmy to był specyficznie ubrany i uczesany. Impreza znowu 25$ a atrakcji co nie miara. Jeszcze mi przy okazji zapisali sterydy na zatoki, co akurat doceniam.

Czekam, aż moja firma ubezpieczeniowa zacznie się dopytywać co ja do cholery wyrabiam w pierwszym miesiącu pobytu. W międzyczasie jeśli sterydy zaczną działać to jutro może nam się uda wreszcie odebrać Forda.

6 comments:

  1. Ty patrz, a u nas za takie atrakcje nawet płacić nie musisz, i nawet niebiałych lekarzy napotkać możesz :)

    ReplyDelete
  2. o to jeszcze ER/House'a/Dr.Quinn masz na żywo ;> wyyyypas ... "Let's put him on steroids" :>

    ReplyDelete
  3. A teraz coś o Paszczakach. Paszczaki zdawały się być wytworem wyobraźni Tove Janson, ale okazało się, że istnieją naprawdę.
    Paszczak jest tak naprawdę tworem brytyjskiego systemu biurokratycznego. Brytyjski system biurokratyczny rozpościera się na wszystkie kraje, w których językiem urzędowym jest angielski (w tym Indie). Polega on na tym, że do obsługi przerośniętej machiny papierkowo-prawnej stosuje ludzi-komputery o złożoności kalkulatora.
    Wiemy, że często wyskakuje im komunikat ERROR, ale pamiętaj też o tym, że sprytne użycie kalkulatora pozwala nawet na napisanie słowa DEBIL.

    ReplyDelete