Chodzi o to, że będzie o zwięrzetach a nie rzymskim stworzeniu mitologicznym. Ale jedno stworzenie prawie mitologiczne będzie. Co do stworzeń to było już o szakalach, bizonach i gęsiach. Dzisiaj będzie o faunie natywnej okolicom Ołk Parku. Ołk Park, mimo, że sie tytułuje wioską, jest jak najbardziej miastem albo conajmniej miasteczkiem choćby z punktu widzenia zabudowy czy ruchu na ulicach. Mimo to, mieszka w nim całkiem sporo zwierzyny różnej, którą wiele osób mogłoby uznać za dziką. Czy dziką jest naprawdę - nie wiadomo.
Najliczniejszą grupę stworzeń obserwowanych na codzień stanowią wiewióry. Wiewiórów jest lots. Siedzą pod prawie każdym drzewem i bacznie sie przyglądają przechodniom. Moja nabyta tutaj paranoja podsuwa mi pomysły spiskowe o wykorzystaniu wiewiórów jako narzędzia inwigilacji przez jakiś urząd. Zaraz po wiewiórach są zające, które mieszkają niewiadomo gdzie, ale spotkać je można praktycznie codziennie skaczące po trawnikach przed domkami jednorodzinnymi. Głównie można obserwować ich ogony, bo nie są zbyt towarzyskie.
Innym częstym towarzyszem naszych spacerów są jakieś cykadopodbne bydlęta, które okupują większość drzew. Pisze bydlęta, bo dźwięk który wydają nie ma nic wspólnego z przyjemnym wieczornym szumieniem świerszczy. Jest raczej czymś pomiędzy krzykiem zarzynanego ptaka, zepsutym alarmem i brzęczacymi drutami wysokiego napięcia. Zajęło nam troche czasu przyjęcie do wiadomości, że to coś żywego, a potem dowiedzenie się, że to jakieś insekty. Innym dziwnym dźwiękiem dochodzącym z drzew jest stukanie. Najlepsza z żon twierdzi, że to też insekty. Według mnie to dzięcioły, ale nie mam dowodów, więc póki co sprawa jest nierozstrzygnięta. Najfajniejsze insekty jednak obecne w Ołk Parku to zdecydowanie świetliki. Nigdy nie przyglądałem sie europejskim okazom, ale te tutaj są dość spore. I jest ich sporo. Jest taki park, który w zasadzie jest dużą łąką w centrum miasta, gdzie jest ich szczególnie dużo. Świetliki aktywizują się najczęściej koło zachodu słońca. W okresie kiedy było ich najwięcej - gdzieś tak w połowie lipca - łąka była upstrzona ich pojawiającymi i znikającymi się światełkami bardziej niż niebo perseidami (które są w sierpniu, więc wszystko się zgadza).
Ogólnie zaskakujące jest to, że, w zasadzie dzikie, zwierzęta mieszkają w strefie zabudowanej. Najwyraźniej rozprzestrzeniają się z forest reserwów. Nazwa sugeruje rezerwat albo chociaż jakiś park stanowy - nic z tych rzeczy. Jest to niewykarczowany fragment lasu wzdłuż rzeki. Spróbowaliśmy odwiedzić to wspaniałe miejsce licząc na rezerwat właśnie. Natknęliśmy się za to na parking, na którym wedle papierowych ogłoszeń odbywała się jakaś ekstrawaganza, która dostarczała jakże zwykle brakującej w lasach głośnej muzyki na pograniczu hip-hopu i R&B. Wedle relacji przechodniów w tym lesie znajdowały się podobno jelenie, co jest zaskakujące już biorąc pod uwagę to, że rzeczony las ma z kilometr szerokości i z obu stron jest ograniczony ruchliwymi ulicami a co dopiero z okazji ekstrawaganzy. Nasza wyprawa w głąb tegoż lasu zakończyła się jednak szybką rejteradą z powodu zetknięcia się z kolejnymi krwiożerczymi bestiami. Pierwszy raz zdarzyło mi się zabić trzy komary jednym uderzeniem. Wyglądało to gorzej niż ewakuacja Sajgonu i wytrzymaliśmy gdzieś z 15 minut.
Ostatnie egzemplarze fauny, które napotkaliśmy ostatnio to mitologiczny rakun i szop pracz. O rakunie opowiadała najlepszej z żon jej rodzina, kiedy była w Stanach dawno temu. Rakun wedle tych opowieści był stworem większym od szczura, ale dość podobnym tyle że brązowym i mającym jeszcze inne wredne cechy i ogólnie potwornie obleśnym. Jak każe filmowe następstwo wydarzeń, mitycznego rakuna zobaczyliśmy mniej więcej trzy minuty po tym, jak najlepsza z żon skończyła mi o nim opowiadać. Faktycznie, wygląda jak duży brązowy szczur, ale nie zachowywał się szczególnie wrednie, tylko oddalił się pomiędzy domostwa. Dla porządku, jakieś 500 m dalej zobaczyliśmy szopa pracza, który patrzył na nas z mina wyrażającą zakłopotanie połączone z niemą prośbą, żebyśmy sobie już poszli. Co też uczyniliśmy. Późniejsze indagacje sugerują, że rakun to jednak opos, których tu też niby ma być w cholere.
Najlepsza z żon, prowadziła również badania fauny pod labem i okazuje się, że tam są i jelenie i czaple. Czaple są nawet całkiem z bliska.
z fauny najgorsze sa czarne muchy. no i komary. odkad pogryzly nas tak, ze przez nastepny tydzien chodzlismy z opuchlizna nie ruszamy sie w teren bez repelenta. najlepiej jakiegos wyjatkowo toksycznego, 50% DEET miniumum :)
ReplyDelete