Kiedy przyjechaliśmy po raz pierwszy do tego kraju znajomi Włosi - bo jak się okazało znaliśmy głównie Włochów (przynajmniej od strony pracy) - zaczęli natychmiast snuć apokaliptyczne wizje dotyczące Zimy. Jako, że był to miesiąc Maj, dało nam to trochę do myślenia. W większości późniejszych rozmów z rzeczonymi Włochami temat zimy pojawiał się dość często, najczęściej jako fatalistyczne stwierdzenie związane z tym, że może i teraz jest znośna pogoda ale potem nadejdzie Zima i się skończy. Ton i częstość powtórzeń spowodowała, że poczułem się trochę jak w jednej z książek Martina, Dżordża RR, które to znane są z tego, że wszyscy bohaterowie zapewniają o rychłym nadejściu zimy właśnie. Wynikiem tychże rozmów, spodziewaliśmy się śnieżnego piekła mniej więcej od późnego sierpnia. Pod tym względem sierpień nas rozczarował (ale nie żebyśmy narzekali). Również wrzesień nie sprostał oczekiwaniom rychłego mrozu serwując zamiast tego najmilszą pogodę jakiej dotyczhczas doświadczyliśmy w tym miejscu - ciepłą, słoneczną, niezbyt duszną itp. Nadejście października przypomniało nam jednak o wieszczących zimową zagładę rozmowach - żółknące i opadające liście oraz coraz częściej pojawiające się chłodne dni zdawały się sugerować, że zima jednak nadejdzie.
Na wszelki wypadek, spodziewając się mrozów porównywalnych ze
Szpicbergenem, zakupiliśmy sobie po nowej kurtce oraz ciepłych
skarpetkach. Tak minął październik i nadszedł listopad, kiedy to
większość liści już opadła (oprócz Niu Hejwen, gdzie wtedy jeszcze nie),
coraz częściej poranny chłód szczypał w policzki, ale nadal nie było to
mróz nad mrozy ani nawet w malutkim stopniu apokaliptyczna zima. Na
jednym ze spacerów do Ołk Parkskich parków (tym razem Kolumba)
natknęliśmy się na zebranie kaczek i gęsi, które wydawały się zbierać do
odlotu do cieplejszych krajów, albo chociaż Luizjany.
Po krótkim namyśle gęsi zebrały się i odleciały nie na południe a raczej w stronę zachodzącego słońca (znaczy się może Kalifornii), co dało okazję do kiczowatego zdjęcia, które poniżej, oraz refleksji, że skoro gęsi się zbierają i lecą, to teraz już zima nadejdzie niechybnie.
Otóż, póki co, okazuje się, że jednak chybnie. Powyższe gęsi odleciały w połowie listopada mniej więcej (nawiasem mówiąc okazało się, że odleciały na pobliskie pole golfowe) a zimy dalej ni ma. Fakt, spadło w nocy trochę śniegu. A śnieg jest niebezpieczny albowiem kiedy jest śnieg, to miasto Ołk Park, może zarządzić alarm śnieżny, w którym to przypadku nie można juz parkować praktycznie nigdzie, a w niektórych miejscach tylko w dni parzyste. Nadal nie udało mi się zrozumieć co ludzie zwykle parkujący na ulicy mają uczynić ze swoimi powozami w godzinach od 8 do 22giej - ja mam zamiar parkować u znajomego Włocha, co oznacza 15 minutowy spacer do auta - ale cóż robić? W każdym razie śnieg spadł ze dwa razy. Utrzymał się, ze dwie - trzy godziny. Raz nawet było mroźnie. Tak na oko z -6 stopni, kiedy to udaliśmy się na spacer do Dżekson Park, gdzie dawno temu była wystawa światowa. Gęsi pozostały niewzruszone na takie dictum, najwyżej gęgając swoją dezaprobatę:
Mróz wytrzymał mniej więcej jeden dzień. Poza tym w miare ciepło, i tylko pokrywa chmur, która czasami wisi nad światem nie pozwala stwierdzić, która jest pora dnia. Tzn. noc można w miare łatwo rozpoznać, ale poza tym - ciężkość.
Skoro już o Dżekson Park mowa, to pozwolę sobie na małą dygresję, jako że dotyczy ona przypadku nieokiełznanego ludzkiego geniuszu. Otóż park, został cały zaprojektowany na wystawę światową, przez jednego z pierwszych landskejp artists, jak ich się tu nazywa, który wedle ksiązki, którą czytała najlepsza z żon, był strasznie pedantyczny i projektował cały park tak aby widoki się komponowały, np. coby z mostku w ogródku japońskim był niezakłócony widok przez wodę na pawilon, w którym obecnie mieści się muzeum techniki. I wszystko było świetnie, dopóki któs nie wpadł na genialny pomysł wybudowania wieżowca, za rzeczonym pawilonem. Landskejp Artistę, pewnie by trafił szlag.
A wracając do zimy, to zaczynam się zastanawiać, czy wierzenie akurat Włochom na temat tego jak ciężka jest zima, skoro oni czasami miewają takie dwa tygodnie w roku, że temperatura spada poniżej zera, w nocy, było bardzo mądre. Ale pewnie w tej chwili zapeszam. W każdym razie póki co, mamy notorycznie otwarte okna, bo kaloryfery grzeją do temperatury zbliżonej do sauny fińskiej, a położone na nich buty się czasami topią. W zasadzie, musieliśmy zrewidować naszą opinię o ludziach, którzy nie ściągneli klimatyzacji na zimę. Przy tym grzaniu może się zdecydowanie przydać. A zima? Nadchodzi.
:)
ReplyDeleteU mnie też zima nadchodzi. Coraz ciężej mi się leży na plaży... i chmurki się pojawiły... nie ma zmiłuj... Łinter is Kamin.
ReplyDeletea u nas nie. żadnej łinter, atum ma się dobrze i wieje. a poza tym na plusie sześć.
ReplyDelete