Szansa, że ktokolwiek to zobaczy jeśli mu wcześniej o tym nie powiem jest znikoma, jako że przez prawie już rok, zupełnie nie pompowałem kontentu co chyba jest pierwszym anty-przykazaniem bloggera. Kontent musi być. W każdym razie będę pisał znowu o Fantazy Futbolu, w ten sposób może uda się utrzymać jakiekolwiek wrażenie ciągłości. Absolutnie niesłuszne.
Jeżeli drogi czytelniku nie wiesz o co chodzi w Fantazy Futbolu, odsyłam Cię do mojej poprzedniej notki: o-futbolu-w-wersji-fantazyjnej. Także liga pt Fermilab Fantasy Futbol Lig wznowiła swoje rozgrywki ponownie w sierpniu i zakończyła w zeszły weekend. Liga się rozrosła o dwóch moich kompanów Karpulu*, których nazwiemy Erykiem (i jego syn Łill) i Dżonatanem i parę innych osób. W związku z czym liga posiadała teraz tylko jedną dywizję i każdy grał z każdym raz.
Zabawa, jak w poprzednim roku zaczynała się od draftu, gdzie wybiera się zawodników. Morale menedżerów drużyn, szczególnie tych, którzy w zeszłym roku byli na dnie klasyfikacji było dość niskie - do tego stopnia, że jeden kolega (nazwijmy go Dżoł, bo tak ma na imię) stwierdził, że olewa draft i niech za niego wybiera komputer - wszak mamy 21-szy wiek! To spotkało się z dramatycznym oporem ze strony komisarza ligi (jeden z autorów 13-stronicowego dokumentu o nazwie konstytucja ligi), który twierdził, że to zrujnuje wszystkim sezon - wrócimy jeszcze do tej historii - i w końcu czekaliśmy 45 minut aż Dżoł raczy się pojawić. Jamniki Burzenia (nikt nie zauważył sprtynej zmiany nazwy z zeszłego roku z Jamników Zniszczenia) kompletnie spaprały wybieranie zawodników. Przed całą zabawą walczyłem długo ze sobą próbując się przekonać, że warto wybrać tzw. "gwiazdy" i zapłacić za nie dużo, bo pseudo-pieniędzy będzie dużo a gwiazd mało. Nic z tego - moja centusiowa dusza doznawała torsji na myśl o wydaniu więcej niż 25% funduszy na jednego zawodnika, więc skończyłem z drużyną pełną młodych, tanich i przy nadziei. Najgorzej było w raning-bekach bo zamiast wybrać dwóch porządnych to dostałem jednego, który cały zeszły rok był kontuzjowany, a drugi był świetny przez dwa mecze a potem przestał grać w ogóle. Stąd przez cały sezon desperacko szukałem porządnego 2go raning-beka zbierając najgorsze ligowe szumowiny, które ledwo wstawały z ławki licząc na kontuzje zawodników, których byli zmiennikami. Ten pierwszy okazał się jednak całkiem dobry, oprócz tych kilku meczów, kiedy był dramatycznie słaby.
Jak już pisałem, Fantazy Futbol to jest przemysł do tego stopnia, że robią o tym seriale, są dziennikarze, którzy się tym zajmują - Senior Fantazi Analyst na przykład. Robią też filmiki, a że w tym roku do ligi dokooptowano Eryka i Dżonatana to jeden z takich filmików stał się insajd dżołkiem, ten dokładnie:
Serce Czempiona
Jamniki Burzenia radziły sobie średnio przez pierwszą połowę sezonu aż do meczu z ostatnią w tym momencie druzyną ligi, który zakończył się remisem. Jest to dość niespotykany wynik, jako że można zdobyć dowolną liczbę punktów od 10 do 200 idąc co 0.1 . Był to jedyny remis w tym roku, w poprzednim nie było żadnego. Dyshonor zremisowania z ostatnią drużyną najwyraźniej jednak obudził moich dzielnych zawodników i od tego momentu zaczęli swoją zwycięską passę. Akurat wtedy też zdarzyły się dwie kontuzje raning-beków, więc moi rezerwowi zaczęli grać. Kiedy drużyna zaczyna wygrywać zainteresowanie grą zdecydowanie wzrasta. Dodatkowo, aplikacja do oglądania wyników meczów fantazy (nie prawdziwych) uzależnia porównywalnie do dobrej kokainy, także większą część niedziel spędzałem patrząc w zielony ekran dostając dopaminowego kopa od każdego jarda zdobytego przez jakiegoś gościa na odległym boisku, który przekładał się na 0.1 punktu dla Jamników. Satysfakcja z wygrania takiego meczu jest zaskakująco duża, co jest w sumie dość dziwne, bo ani w to się wkłada umiejętności, ani wiedzę - w dużym stopniu jest to losowe - trzeba tylko się upewnić, że wszyscy zawodnicy w składzie grają. Najlepszy zawodnik może mieć nędzny dzień, skręcić sobie kostkę albo akurat wyjść po papierosy jak Józef Tkaczuk - no, nie wymyślisz.
W każdym razie, Jamniki od pamiętnego remisu, zaczęły okres dominacji i kroczyły od zwycięstwa do zwycięstwa aż do ostatniej kolejki "sezonu zasadniczego". Już wcześniej zakwalifikowałem się do plejoffów, a człowiek z którym grałem nie. On musiał wygrać i liczyć na przegraną zeszłorocznego mistrza, w którym to momencie to on a nie tenże mistrz awansowałby do plejoffów. Że kolegę lubię, a ex-mistrza jakby mniej, plus gdyby ex-mistrz nie wszedł do plejoffów Jamniki byłyby jedyną drużyną w plejofach dwa lata z rzędu (nawiasem mówiąc - mam wrażenie, że amerykańskie wymyślanie statystyk rzuca się na mózg) to postanowiłem wsadzić do składu trochę słabszych zawodników coby dać większe szanse na realizację korzystnego scenariusza. Specyfika fantazyjnej niedzieli jest taka, że o 12:00 jest większość meczów, potem ok. 3:30 zaczyna się następnych 4-5, a o 19:00 jest jeden mecz, zwany Sunday Night Football (często jest też mecz w poniedziałek, ale to dla tej dyskusji nie ma zbyt dużego znaczenia). Także przed meczem Sunday Night kolega nie miał już żadnych zawodników, a mnie została tylko obrona nieszczęsnych Kowbojów z Dallas. Żeby pokonać kolegę potrzebowałem, żeby ta obrona zdobyła 6 punktów, a w sumie wartało było wygrać, bo było już jasne, że ex-mistrz nie przegra a na szali było rozstawienie w plejofach! Obrona jest dość specyficznym zawodnikiem, ponieważ zaczyna mecz z 10-ma punktami i traci je kiedy przeciwna drużyna zdobywa punkty.
Kowboje grali z drużyną Orłów z Filadelfii, która przez ostatnich kilka tygodni była pośmiewiskiem ligi, także szanse na wygraną niby były spore. Oczywiście postanowili sobie wybrać ten tydzień na chwilowe odrodzenie (potem znowu byli beznadziejni). Z kolejnymi punktami zdobytymi w meczu patrzyłem jak liczba punktów fantazy schodzi w dół: 10...8...6...4 (o, już przegrywam mecz)...2...1...0...-2(tak, można dostawać punkty ujemne)... -3, i tu, nagle, w połowie ostatniej kwarty, zdarza się cud i obrońcy przechwytują podanie kłorterbeka i zdobywają taczdałn: 5 punktów. Chwilę później łapią kłorterbeka z piłką: 6 punktów - wygrywam o 0.3 punkta a do końca meczu została minuta. Większość drużyn stara się w tym momencie grać na czas, ale kowboje to ciule, więc muszą oddać piłkę orłom wykopem. Standardowa akcja. Tyle, że jakiś młodzik w drużynie orłów nie zorientował się, że mecz (ten prawdziwy) jest przegrany i poleciał z piłką przez całe boisko i zdobył taczdałn. Obrona Kowbojs: -1, czyli 5. Koniec meczu. Przegrałem o 0.7 punktu. Zamiast pierwszego miejsca w sezonie zasadniczym - 4te. Kolega teraz uważa tego młodzika za swojego najlepszego przyjaciela. Ale i tak nie awansował do plejoffów.
Jamniki tymczasem do plejoffów weszły, ale w związku z ostatnią przegraną musiałem grać z innym Dżoł, który akurat był na fali, także wyglądało to nienajlepiej. Z dość przerażoną miną patrzyłem jak drużyna, której obronę miał Dżoł, robija przeciwnika 50-0 z czego kilka taczdałnów zdobyli właśnie po przechwytach i zdobyli drugi najlepszy wynik dla obrony w historii Fantasy Futbolu jako takiego. W felietonach dzień później, większość Senior Fantasy Analyst ubolewała nad drużynami, które musiały grać przeciwko tej obronie składając im kondolencje z okazji zakończonego sezonu. Ale Jamniki Burzenia nie zakończyły sezonu, tylko grały dalej. A to dlatego, że mój kłorterbek też miał kosmiczny wynik a za to łajd-risiwerzy Dżoła, akurat wyszli na kawę.
W półfinale przyszedł czas na bratobójczą walkę wewnątrz-karpulową z Erykiem i jego synem Willem. Ten tydzień, mój pierwszy raning-bek ( ten w miarę dobry) grający przeciw jednej z najsłabszych drużyn w lidze postanowił wybrać na zrobienie nic. Dodatkowo jeden z moich nowych łajd-risiwerów zdobył okrągłe 0 punktów. Felietoniści dzień później ponownie złożyli kondolencje drużynom, w których grali Ci zawodnicy, no bo jak wygrać w plejofach jak zawodnik zdobywa jajo?
Ano tak, że kłorterbek Eryka też się nie popisał a mój znowu w miarę i jeszcze pozostali łajd riciwerzy się spisali.
Nadszedł zatem czas finału, w którym przyszło mi się zmierzyć z pierwszym Dżoł. Tym co nie chciał draftować na początku. Nadszedł czas wymierzenia sprawiedliwości za te 45 minut, albo oberwania i potem jojczenia jak to, w przyszłym roku trzeba pozwolić Dżoł na automatyczny draft, bo mój sezon jest jednak zrujnowany. Przewidywania ESPN dawały zwycięstwo drużynie Dżoł. Jednakże Jamniki mocno zaczęły. Po pierwszej serii meczów miały sporą przewagę nad Bullockami z Batavii. Podczas drugiej serii wyskoczyłem na chwilę po sprawunki i kiedy wróciłem to okazało się, że przewaga topnieje w zastraszającym tempie a dodatkowo mój drugi raning-bek skiepścił swoją pierwszą akcję dostał -2 punkty za fambla a następnie go zdjęli z boiska. Tymczasem w wieczornym meczu dwie główne gwiazdy Dżoł zaczęły mieć mecz życia. 2 minuty przed końcem moja przewaga wynosiła dokładnie jeden taczdałn. Drużyna z Baltimore, której raning-bek jest ich głównym zdobywcą była w strefie końcowej. Przegrana wydawała się nieunikniona. Jest jednak taki zwyczaj, że jeśli drużyna, która wygrywa jest w stanie robić nic tak żeby zegar zszedł do zera, to czasem tak robi.
Próbuję się zorientować ile kosztuje wynajęcie Segłeja.
P.S. Przez cały sezon nie widziałem ani jednego meczu prawdziwego futbolu. Raz byliśmy w knajpie ogladać pół meczu między patriotami a czterdziesto-dziewiątkowcami ale nie grał w nim żaden z moich zawodników. ;-)
*Karpul - 1. dzielenie się kosztami podróży samochodowej do pracy, często połączone z narzekaniem na softłer do analizy danych. 2. Pieszczotliwe określenie dużego Karpia.
Mistrzu, nie chcę Cię martwić, ale nowy wpis nie umknął był mi ani trochę, gdyż do końca 2013 roku będzie działało jeszcze igągiel, gdzie figurujesz jako jeden z blogasów i regularnie rzucam okiem z okien... w okna... nie ważne. Wpis w każdym razie nie mógł się schować.
ReplyDeleteNo a co do fantasy futbolu- nic z tego nie kumam.
Sory, a ja mam Cię w czytniku reader, więc wiesz, rozumiesz.
ReplyDeleteMarysiu, to co powinnaś zapamiętać z wpisu, to to że pokonałem Hamerykanów ich własną bronią i że nazwa drużyny nawiązywała do jamników. Cała reszta jest mniej istotna. ;-)
ReplyDeleteA, no to jest ok. Bo akurat te dwie informacje pozostały mi w głowie. Powiedz mi tylko, czy jamników z angielska, czy kazałeś im się wyuczyć nazwy po polsku?
ReplyDeleteCałe szczęście że wspomniałeś o Józefie Tkaczuku, bo inaczej mogłabym się pogubić.
ReplyDeletejako twój folołer jestem apdejtowana o twojej aktiviti
ReplyDeleteJuż listopad. Żądamy kolejnego wpisu!!!one
ReplyDelete